poniedziałek, 7 lipca 2014

Jak to się zaczęło...

Niestety nie jestem stworzona do ćwiczeń w miejscu publicznym. Lubię mieć ciszę i spokój, Lubię mieć świadomość że ćwiczę sama dla siebie. A niestety biorąc udział w zajęciach grupowych lub odwiedzając siłownie zawsze odnosiłam wrażenie że ktoś mnie obserwuje i wyłapuję wszystkie moje błędy. 

Postanowiliśmy z R. zacząć ćwiczyć w domu.

Oczywiście pojawiło się wiele znaków zapytania. Przede wszystkim czy znajdziemy w sobie wystarczająco duże pokłady samozaparcia aby systematycznie ćwiczyć. Na szczęście było tak że motywowaliśmy się na wzajem i gdy któremuś z nas nie chciało podejmować się wyzwania drugie ciągnęło pierwsze za fraki i trenowaliśmy.

Później trzeba było odnaleźć idealne ćwiczenia dla nas. Próbowaliśmy mini filmików z YT, były przypadkowo odnalezione ćwiczenia, był "Pan wkurwiająca melodyjka', aż w końcu dwa lata temu odkryliśmy zupełnie przez przypadek Beach Body, które od razu zawładnęło naszymi sercami.

Oczywiście po obejrzeniu pierwszych zwiastunów pojawiło się przerażenie i myśl że my przecież nie damy rady tak zapieprzać. 
Później pojawiły się zachwyty nad metamorfozami jakie przeszli ludzie po tych morderczych treningach.
W końcu pojawiła się mobilizacja. I tak właśnie zaczęliśmy przygodę z Beach Body. 


Projekt Beach Body to amerykański projekt tworzony przez wielu fantastycznych trenerów. Beach Body to na tą chwilę zestaw 21 różnych programów treningowych. A co chwilę tworzone są nowe programy.



Jako że ambitne z nas bestie to zaczęliśmy z grubej rury od INSANITY. Pierwszy fit test wyszedł nam bardzo marnie. Ja wylądowałam z głową w kiblu a mój R ledwo zipał. Pierwszy trening był pełen łez i zapewnień że nie damy rady i że rezygnujemy. Jednak następnego dnia podjęliśmy kolejne wyzwanie, i tym sposobem ukończyliśmy cały 6 tygodniowy plan treningowy. Ostatni fit test wyszedł 5 razy lepiej niż pierwszy a my byliśmy w świetnej formię, rządni kolejnych wyzwań.

Tym sposobem wypróbowaliśmy kilka treningów jakie oferuje Beach Body. Wszystkie P90, INSANITY Asylum vol 1, Les Mills Combat, Hip hop ABS, Brasil But Lift, a nawet Body Beast. Uzależniliśmy się od aktywności fizycznej.

Pierwsza ciąża niestety przerwała mój udział w treningach, później druga ciąża rozwaliła mi miednice i tak aż do dzisiaj nie mogłam się przemóc aby wznowić treningi. Jednak patrzeć na siebie już nie mogę, tak więc właśnie w dniu dzisiejszym rozpoczynamy nowy plan treningowy T25, z moim ulubionym trenerem Shaunem T  Chociaż kurcze wszystkich ich uwielbiam, każdy ma coś takiego w sobie czym zyskuje moją sympatię, jednak Shaun T najbardziej mnie motywuje (Sylwetkę każdego z trenerów postaram się Wam przybliżyć w kolejnych postach).

Rozpoczęcie treningów oznaczało też dla mnie bardzo przyjemną rzecz, mianowicie zakupy:D 
Przyjemnie było kupić sobie nowy sportowy kombinezonik, a co! 

Wieczorem jak tylko skwar z nieba przestanie się lać podejmujemy wyzwanie Shauna T. Zapraszam na relację!

A tym czasem wracam do byczenia się pod orzechem (teściowa przejęła Boba i Zakochana ma chwilę tylko dla siebie)

2 komentarze:

  1. A ja wole własnie ćwiczyć w grupie - mam motywację większą, tym bardziej, jak widzę panie po 40, które ćwiczą lepiej niż niejedna nastolatka. no i fakt, że zapłaciłam, więc muszę dać z siebie wszystko. ale tym razem zaczynam treningi w domu i aż się boję , czy dam radę, bo Oliwia śpi ok. godzinę, czasem wcześniej się obudzi i trzeba przerwać trening. ale będę próbować. I za Ciebie również trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też zdecydowanie wolę ćwiczyć w grupie. Lubię to że muszę się zebrać wyjść do ludzi, poczuć motywacje z zewnątrz, rywalizację. Lubię szczególnie fitness, ale taki konkretny :) Już się odliczam kiedy będę mogła zacząć ćwiczyć po porodzie :)

    OdpowiedzUsuń