wtorek, 18 lutego 2014

Życie "depcze" wyobraźnię

Ile razy zdarzyło się Wam, że mieliście jakieś plany, wyobrażenia, a życie niestety ułożyło się zupełnie inaczej niż oczekiwaliście? Mogę się założyć, że zdarza się to dość często, i musicie się ze mną zgodzić, że jest to niesamowicie frustrujące, ale niestety takie jest życie.
Ktoś (Woody Allen) powiedział kiedyś bardzo mądrą rzecz:

"Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"


Nawet nie chce sobie wyobrażać jak bardzo ten starzec śmiał się gdy mówiłam wszystkim na około, że w ciąży będę prowadziła aktywny tryb życia, że planuję biegać, uprawiać jogę, chodzić na basen i być w ciągłym ruchu. Ojj mieli na górze z Aniołkami ubaw co najmniej przez tydzień. Może nawet jeszcze się śmieją.



"UROKI" CIĄŻY


Przyznać muszę, że nie miałam rozsławionych porannych mdłości, i całe szczęście bo z moim delikatnym żołądkiem mogłoby być to zbyt niebezpieczne. Niestety sam początek ciąży nie był dla mnie lekki. Pomijając typowe dolegliwości jak wieczne zmęczenie, które dawało mi w kość niesamowicie. Możecie wierzyć lub nie, ale przesypiałam całe dnie, a wyglądało to tak, że włączałam ulubiony serial - zasypiałam - budziłam się pod koniec odcinka - włączałam kolejny odcinek i tak w kółko Macieju. Tym sposobem przez pierwsze trzy miesiące ciąży nie miałam szans na odkrycie nowego ulubionego serialu i non stop tłukłam Friendsów. Jednak to dałoby radę przeskoczyć, najgorszy był stres, stres związany z utrzymaniem ciąży. Po wcześniejszej stracie, bardzo bałam się, że znów zrobię coś źle i znów Bąbel stwierdzi, że to jednak nie jest dla niego bezpieczne miejsce. Tym samym na początku ciąży musiałam ograniczyć się do spacerów z naszym psem i do wakacyjnego przemierzania uliczek Zakopanego, niekiedy patrząc z tęsknotą w górę na najwyższe szczyty.
Poza  tym lekarz, aby zmniejszyć moje stresy postanowił "umilić" mi życie, zmuszając mnie do przyjmowania Luteiny podjęzykowej. Dopóki nie spróbujesz nie będziesz wiedział/a z czym to się wiąże. Przez półtorej godziny rano i wieczorem zamykałam się w sobie i starałam się nie zwymiotować. Jednym słowem czułam się fatalnie.

Gdy minął już pierwszy trymestr ciąży czekałam na obiecywane we wszystkich poradnikach: poprawę nastroju, wzrost energii i ogólnie lepsze samopoczucie. I tak czekałam i czekałam, aż doczekałam się problemów ze spojeniem łonowym. No masz Ci babo placek, zamiast biegać, skakać to płakałam przekręcając się z boku na bok już nie mówiąc o moim rozdzierającym krzyku przy wstawaniu z łózka. A tu piłka gimnastyczna czeka w kącie, na pulpicie komputera rażą w oczy ćwiczenia dla kobiet ciężarnych, joga, Pilates, ćwiczenia z hantelkami, a ja mogłam tylko i wyłącznie ruszać się od pasa w górę i to tez nie bez większych problemów.
I tym oto sposobem musiałam pożegnać się z wizją aktywnej ciąży, a brzuszysko rosło i rosło i wcale nie zamierzało przestać, nadal zastanawiam się jak będę wyglądała za te raptem 7 tygodni gdy dobrnę do terminu porodu. Co jest większego od wieloryba? Bo już co najmniej takich właśnie gabarytów jestem ja.

I teraz ryzykuję linczem za to co napiszę ale niestety NIENAWIDZĘ BYĆ W CIĄŻY. 
Zazdroszczę wszystkim zakochanym w swoim brzuszku ciężarówkom tego, że w ciąży czują się kobieco, pięknie, że czują jak rozkwitają. Jak ja strasznie wam wszystkim zazdroszczę.
Dla mnie paradoksalne jest to, że kobieta będąc w ciąży jest najbardziej kobiecą wersja samej siebie. Nigdy nie będzie bardziej kobieca jak wtedy gdy nosi w sobie małe dziecko czyli spełnia swoje przeznaczenie. A ja jak widzę siebie z wielkimi kulochami, z brzuchem, który przysłonił calutki mój świat i jeszcze do tego ten kaczy chód spowodowany bólem spojenia łonowego to definitywnie stwierdzam, że ciąża jest jakimś ewolucyjnym niedopatrzeniem i zdecydowanie jakaś tęga głowa powinna popracować nad techniczną częścią ciąży. 
Nie mogę się już doczekać gdy nasz Bob opuści już moje ciało, będę mogła go wyprzytulać, wyściskać, wycałować, będzie cały mój, i moje ciało też wtedy nareszcie znów powróci w moje posiadanie i będę miała na nie większy wpływ niż w tym momencie;]

A żeby nie zostawić po swojej wypowiedzi niesmaku to muszę napisać jeszcze o jednaj bardzo ważnej rzeczy z ciąża związanej, którą jedną jedyną kocham. UWIELBIAM czuć naszego Boba pod sercem. Te wszystkie bolesne kopniaki w prawe żebro (które nigdy już nie przestanie boleć) i te skoki na moim pęcherzu niczym na trampolinie, i te wszystkie fikołki przeciągnięcia, które boleśnie rozpychają mój brzuch. Skurczony żołądek i płuca, które powodują, że łapię zadyszkę leżąc i mówiąc jednocześnie (a musicie wiedzieć, że w rodzinie mam przydomek Bielicka) to wszystko jest najwspanialszym uczuciem pod słońcem. I te własnie komunikaty od naszego Boba są w stanie zadośćuczynić wszystkim niedociągnięciom ewolucyjnym towarzyszącym w czasie ciąży.


Pozdrowienia od Naszej Dwójki ;]


  • A Wy jak sobie radzicie z ciążowymi dolegliwościami?
  • I jak Wam idzie wywiązywanie się ze swoich planów?


Do następnego!

1 komentarz:

  1. Chyba nie ma ciężarnej bez dolegliwości :) My wprawdzie twardo chodzimy raz w tygodniu na pilates, ale tez już czuje sia jak wielka tocząca się kulka. U mnie akurat w kość daje kregosłup :( Ale już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń