piątek, 28 lutego 2014

Obawy przed - dzieciowe

W nocy męczyły mnie uporczywe skurcze, a gdy skurcze odpuszczały to stłamszony przez ściany swojego domku Bob czerpał przyjemność z przeciągania się. Tak więc zasnąć nie mogłam ani na chwileczkę, i myśli me szalały mi po głowie.

8 kwietnia zbliża się wielkimi krokami,a tym samym jesteśmy coraz bliżej upragnionego spotkania z Bobem, ale cóż to? Ogarnął mnie nagle strach. Ale nie strach przed porodem, z tym lękiem walczę poprzez hipnozę, i póki co nieźle mi idzie. 

Ja boję się tego co po porodzie! Czy dam sobie rade? Czy nie połamię takiej małej kruszynki przy pierwszym spotkaniu? Czy będę potrafiła go trzymać? Czy nauczę się go karmić i pielęgnować?

Tyle znaków zapytania. 

Nie mogę powiedzieć że żadnego doświadczenia z dziećmi nie mam, bo jakieś tam mam, kilkoro się przez moje ręce przewinęło, ale po pierwsze - nie byłam z nimi 24/7, a po drugie - to zawsze były dzieci powyżej 3 miesiąca życia więc już trochę stabilniejsze i obyte w towarzystwie. A tutaj za chwile ma się pojawić moje prywatne dziecię, kruchutkie i malutkie, które liczy na to że ja wiem co robię i że mu krzywdy nie zrobię. I chodź teorii mogę mieć w głowie co nie miara to jednak teoria dzieckiem się nie zajmie. 

Ten mały Bob nawet nie wie na co się piszę, to będzie hardcore i dla mnie i dla mojego R., który dzielnie obstaje przy tym że on się nie boi (wczoraj jednak przyznał się, że się boi ale nie może mi tego okazywać bo wie, że wtedy ja już kompletnie stracę głowę ;]). A już najbardziej szalony Rollercoaster będzie przeżywał Bob, który liczy na doświadczenie rodziców swych a tu dupa, rodzice żółtodzioby w sprawach rodzicielstwa. Wózki i łóżeczka wybrać potrafią, ale czy będą potrafili zmienić pieluchę, i cyca wystawić gdy zajdzie potrzeba? To już dla naszego Boba  (i dla nas) wielka niewiadoma.




  • A jak to było u Was drogie mamusie? 
  • Strach był? Czy może byłyście pewne swoich umiejętności?
  • Ten sławetny "instynkt macierzyński" to bujda, czy jednak budzi się po porodzie i nagle wiedza spływa na świeżo upieczone mamusie?

Liebster Blog Award

Dzisiaj zaskoczyła mnie miła niespodzianka, mianowicie Mamy, które prowadzą blogi http://annability.blogspot.com/ i http://mniamniamblog.wordpress.com/ nominowały mnie do nagrody Liebster Blog Award. Dla początkującej blogującej jeszcze nie do końca mamy jest to bardzo miłe wyróżnienie.

O co chodzi z tym Liebster Blog Award?
A no o to: 

,,Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Moje odpowiedzi na zadane przez http://annability.blogspot.com/ pytania:

1. Blogi o jakiej tematyce najchętniej czytasz?
  •     Pytanie powinno brzmieć "Jakich blogów nie czytasz?" Czytam blogi fitnessowe, o zdrowym odżywianiu, ekologiczne, szydełkowe, oczywiście parentingowe również. Polskie i zagraniczne. siedząc w domu stałam się blogoholiczką ;]
2. Jakie są Twoje sposoby na popularyzowanie Twojego bloga?
3. Kawa czy herbata?
  • Czy? Jestem miłośniczką gorących napojów. Do 14 rozpijam się w kawach różnego rodzaju od zbożowej, przez tradycyjną "ekpresówe" z mlekiem i miodem, po najwykwintniejsze kawy w kawiarni. Po 14 zaczynam pić herbaty. Zielona, czarna z miodem i zioła typy melisa, mięta.
4. Potrawa, którą najbardziej lubisz gotować.
  • Moja osobista wersja Carbonary czyli Paulonara ;)
5. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
  • "W oczekiwaniu na dziecko", "Ciężarówką przez 9 miesięcy" ;)
6. U innych drażni mnie…
  • Niewyjaśniona potrzeba bycia w centrum uwagi. Ludzie typu "Mówcie o mnie" doprowadzają mnie do szału.
7. Co powiedziałabyś nastoletniej sobie, gdybyś mogła cofnąć się w czasie?
  • Powiedziałabym sobie, że będę kiedyś szczęśliwsza niż w marzeniach, wystarczy tylko poczekać na odpowiedni czas. I żebym cieszyła się każdą chwilą spędzoną z najbliższymi osobami.
8. Jak radzisz sobie ze stresem?
  • Szydełkuję, czytam, oglądam ulubiony serial, trenuję autohipnozę i relaksację. A przede wszystkim, najlepszym lekarstwem na stres jest ramię mojego R.
9. Kosmetyk, który zabrałabyś na bezludną wyspę to...
  • Antyperspirant - higiena przede wszystkim ;)
10. Kraj, który chciałabyś odwiedzić to...
  • Brazylia - byłaby startem mojej podróży po dolinie Amazonki. To moje największe marzenie od kąd skończyłam 5 lat.
11. Skąd czerpiesz pomysły na tematy postów?
  • Z głowy, z życia. Życie pisze najlepsze scenariusze:)

A tu odpowiedzi na pytania  http://mniamniamblog.wordpress.com/

1. Dlaczego prowadzisz bloga?
  • Piszę ponieważ lubię słowo pisane. Poza tym często mam potrzebę przelania swoich myśli na klawiaturę. Blog wydawał mi się najlepszym do tego miejscem.
2. Dlaczego warto czytać Twojego bloga?
  • Czy warto to nie wiem. Za trudne pytanie. Ale wydaje mi się że staram się zrobić wszystko aby blog posiadał w miarę ciekawą zawartość.
3. Co chciałabyś zmienić w swoim blogu?
  • Póki co jestem z niego zadowolona. Może z biegiem czasu wpadnę na nowe inspirację. Jeszcze raczkuję w blogosferze stąd też niewygórowane wymagania co do mojej przestrzeni.
4. Zakupy – w markecie czy na targu?
  • Zależy od potrzeb.
5. Dla dzieci – słoiczki czy domowe jedzenie?
  • Wyznaję zasadę "Gerber - Fuj". Zdecydowanie domowe jedzenie.
6. Maluch śpi – w łóżku (z mamą) czy w łóżeczku?
  • Póki co śpi jeszcze w mamie;] Łóżeczko stoi a gdzie będzie spał Bob to się okaże "w praniu".
7. Najlepsza zabawka dla dziecka ?
  • Tego jeszcze nie odkryłam. Ale na pewno taka która pobudza wyobraźnie.
8. W kuchni – polskie klasyki i tradycja czy egzotyka i eksperymenty?
  • W kuchni - to na co akurat mam ochotę i co umiem zrobić. W kuchni też dopiero raczkuję.
9. Słodko czy wytrawnie?
  • Zależy od dnia.
10. Sprawdzone przepisy z książek kucharskich czy improwizacja?
  • Bazuję na przepisach, jednak często ponosi mnie wyobraźnia.

    11. Dobry film na wygodnej kanapie czy bieganie w parku?

    • Wieczorem film, od rana bieganie (oczywiście jak już zacznę wracać do formy)


    Czas na moje pytania do nominowanych koleżanek blogujących:

    1. Kapcie czy boso?
    2. Jaki jest według Ciebie film wszech czasów?
    3. Co Cię natchnęło do założenia bloga?
    4. Czym zajmujesz sobie wolne chwile?
    5. Góry czy morze?
    6. Gdybyś była pewna, że czeka Cię powodzenie to co byś zrobiła?
    7. Jakiego momentu w swoim życiu nie oddałabyś za nic na świecie?
    8. Co było pierwsze - jajko czy kura?
    9. Najbardziej szalona chwila to...?
    10. Twoje przezwisko z dzieciństwa to...?
    11. U innych cenię...?

    środa, 26 lutego 2014

    ciąża to nie choroba vs. ciąża bez lukru


    Leżeć, nie przemęczać się, odpoczywać, skupić się na sobie. Spacer? Powoli, spokojnie i bez szarży. Taką oto diagnozę otrzymałam od mojego taty który jest moim prywatnym lekarzem pierwszego kontaktu.

    Skąd takie zalecenia? A no stąd że od soboty męczą mnie uporczywe skurcze i bóle. A to przecież dopiero 34 tydzień, i jeszcze wolelibyśmy aby Bob chwile posiedział w bezpiecznym azylu.

    "Ciąża to nie choroba" - jest to moje ulubione zdanie, które słyszę od życzliwych bezdzietnych koleżanek. I z jednej strony owszem zgadzam się, że najczęściej ciąża nie oznacza wyrzeczeń. Jednak mówimy tutaj o ciąży idealnej, do których moja (i z całą pewnością wielu z Was) niestety nie należy.

    Bezsenne noce, przespane dni, niekończąca się zgaga, opuchnięte stopy i dłonie, męczące migreny, nieustający katar, bolące piersi, sztywny i obolały kręgosłup, a pod koniec ciąży problemy z najprostszymi czynnościami i kłopoty z chodzeniem.

    Czy o kimś kto potrzebuje pomocy przy założeniu skarpetek, butów, spodni, albo z tak normalną czynnością jak wzięcie prysznica można powiedzieć, że jest w pełni zdrowy?

    Ja poza powyżej przytoczonymi przykładami, muszę gotować na siedząco żeby nie mieć na wieczór skurczy i bólów kręgosłupa. Wstawanie z łózka nie raz trwa u mnie tak długo, że listonosz czekający pod drzwiami rezygnuje i zostawia awizo a po rozwieszeniu prania sapię jakbym przebiegła co najmniej 3 kilometry.

    Żeby tych wszystkich dolegliwości było mało (i tak pominęłam dużą część z nich, no bo po co się nad sobą użalać), to jeszcze dochodzi stan psychiczny. No bo jak ma się czuć człowiek który nagle z pełni sprawnego, staje się niedołęgą która nie może sobie poradzić ze zwykłymi codziennymi czynnościami? Poci się jak świnia i do tego wygląda jak wieloryb? Nie raz zdarza mi się w ciągu dnia przyłapać na tym że jestem strasznie przygnębiona. I zastanawiam się czy ten stan kiedykolwiek się zmieni, czy będę jeszcze kiedyś szczupła, czy będę mogła chodzić bez bólu, czy prześpię jeszcze kiedyś całą noc?

    Poza tym ciąża jest pełna ograniczeń. 
    Impreza? Proszę bardzo ale z drinkami bezalkoholowymi no i najlepiej żeby zaczęła się o 15 bo przecież o 20 już jestem gotowa do spania. 
    Zachcianki? Oczywiście ale nie Twoje ulubione sushi, albo tatar. Chcesz sobie zafundować choróbsko?
    Wyjazd na wakacje? Jak najbardziej  ale jeśli w góry to tylko po dolinkach, jeśli nad morzem to tylko na plaży, jeśli w ciepłych krajach to najlepiej nic nie jedz, nie wchodź do basenu i jedź tam samochodem bo samoloty nie są wskazane dla ciężarnych. No i absolutnie nie powyżej 7 miesiąca bo to niebezpieczne.

    Z utęsknieniem oczekuję aż moje koleżanki doczekają się tego "magicznego" okresu ciąży (niestety wśród znajomych jestem pierwszą brzemienną) i tego gdy będę mogła im powiedzieć: Zimno Ci bo otworzyłam okno? Nie marudź ciąża to nie choroba.
    Jesteś taka wielka a to dopiero 6 miesiąc? Dziewczyno jak Ty będziesz funkcjonowała w 8 albo 9 miesiącu? 
    Oczywiście nie życzę im źle, mam nadzieje że każda z nich będzie miała ciąże idealną, będą pracować do ostatnich tygodni ciąży i będą biegać, skakać, latać, pływać na miesiąc przed porodem tak jak ja to planowałam. Daj im Boziu. 

    A tymczasem wracam na swój lewy bok, gdyż w trakcie pisania tego posta tak ugniotłam tego mojego wielkiego wielorybiego brzucha, a Bob tak boleśnie skopał moje biedne żebra, że muszę odpocząć ;).

    • A jakie są wasze refleksje na temat choroby zwanej ciążą?
    • Należycie do grona ciężarnych wyznających pierwszy czy drugi człon tytułu?
    • Jak radzicie sobie z "życzliwymi" komentarzami?

    poniedziałek, 24 lutego 2014

    HIPNO - RZEŹ



    "Ja nie rozumiem dlaczego Ty chcesz z tego zrobić rzeź? To ma być dla Ciebie piękna chwila a nie męczarnia" tak właśnie nasz lekarz ciążowy zareagował na jeden z punktów mojego planu porodu. 

    Znieczulenie albo raczej zrezygnowanie z niego jest dla wielu kobiet nie do pomyślenia. Ale nie spodziewałam się że lekarz również może okazać brak zrozumienia. Moja ciocia była wręcz zdziwiona tym, że nie decyduje się na cesarskie cięcie, przecież ciążowy lekarz to dobry znajomy rodziny i tę cesarkę by mi myknął bez żadnego problemu. Z jakiej racji ja się w ogóle chce męczyć porodem naturalnym? Przecież to boli. 

    SPROSTOWANIE. Ja nie powiedziałam przecież, że znieczulenia nie chce choćby nie wiem co. Jak wiadomo plan porodu ma być zarysem naszego idealnego scenariusza, a oczywiste jest, że porodu się nigdy zaplanować nie da. Jednak chciałabym podjąć próbę urodzenia bez środków farmakologicznych. Wychodzę z założenia, że tyle pokoleń kobiet rodziło bez żadnych znieczulaczy i dawały rade to dlaczego ja mam nie dać. Poród ma boleć, to jest dobry ból. To nie jest ból który nas informuje o tym, że dzieje się coś złego. To jest ból czysto fizjologiczny. Oczywiście ja rozumiem, że są różne sytuacje w życiu i na dobrą sprawę ja nawet nie mam pojęcia z jakim "przeciwnikiem" przyjdzie mi się zmierzyć. Jednak jestem jedną z osób które lubią wyzwania i poród właśnie takim wyzwaniem dla mnie jest.

    HIPNOPORÓD

    Kilka tygodni temu natknęłam się gdzieś w internecie na filmik w którym kobieta opowiadała o tym, że rodziła siłami natury, bez środków farmakologicznych w stanie hipnozy. Mój R. mnie zapytał czy nie chce się zahipnotyzować skoro znieczulenia do mnie nie przemawiają i pierwszą moją reakcją na ten temat było "Co jak co ale ja chce być świadoma tego, że mi się dziecko rodzi a nie, że mnie gdzieś w kosmos odstrzeli i nawet nie będę wiedziała ze młody jest już na świecie". Jednak mój mąż ma duszę dociekliwą i zaczął czytać o tym tajemniczym hipnoporodzie i... wciągnęliśmy się oboje. Obejrzeliśmy kilka filmów z porodów w których kobiety stosowały hipnozę i to wydawało się tak pięknym doświadczeniem, że nie byłam w stanie uwierzyć że one faktycznie rodzą. Były spokojne, szczęśliwe, uśmiechnięte i całkowicie świadome tego co się z nimi dzieje. Co więcej po 20 minutach skurczów partych dzieci były już z nimi równie spokojne jak mamusie. I te właśnie krótkie relacje z tych porodów natchnęły mnie do tego żeby tematem się żywiej zainteresować. 

    Wśród wydatków około ciążowych ciężko byłoby zdecydować się na luksus którym jest pełen kurs "Łagodnego porodu". Stwierdziłam więc, że sama tez mogę się tego nauczyć, wystarczy kilka tygodni ćwiczeń. W końcu w czasie uprawiania jogi tez wprowadzam się w stan całkowitego relaksu to i w czasie porodu może dałabym rade. 

    Poszperałam po polskich i zagranicznych stronach internetowych i tym samym znalazłam kilka półgodzinnych sesji które pomagają wprowadzić się w stan autohipnozy. Zaczęliśmy słuchać. Niestety w języku polskim w darmowych źródłach znalazłam tylko jeden plik, zdecydowanie więcej jest w języku angielskim.

    Co wieczór rozkładamy kanapę gasimy światła i słuchamy półgodzinnej podróży po świecie relaksu. Spokojna relaksująca muzyka, spokojny głos przewodnika, i jego "komendy" które bardzo łatwo dają się wykonać. Możecie mi wierzyć albo nie, ale jest to najpiękniejsze i najkrótsze półgodziny w trakcie całego dnia. Jesteśmy po takiej sesji mega odprężeni, zrelaksowani i bardzo świadomi swojego ciała. Relaksacja trwa półgodziny jednak w momencie gdy "przewodnik" mówi, że możemy otworzyć oczy ma się wrażenie że minęło pół minuty. Jest to fantastyczny zjadacz czasu i pomaga szybciej zasnąć.

    Nie mogę się nazwać specjalistką w tej dziedzinie - po pierwsze dlatego że aby być specjalistą trzeba temat zbadać wnikliwie dogłębnie i z najmniejszymi szczegółami, a ja nie bardzo mam takie możliwości. Po drugie dlatego, że wcale nie wiem jak poród w hipnozie może wyglądać w praktyce. 
    Jedno wiem na pewno - jeśli któraś kobitka na poród w hipnozie się zdecyduje to nie może liczyć na to, że bólu nie będzie. Bo będzie ale dużo łagodniejszy a poza tym będzie się z tego bólu wręcz cieszyła bo to właśnie jest wpajane w trakcie seansu. Każdy skurcz, każdy ból przybliża do Ciebie Twoje maleństwo i wydaję mi się to o wiele przyjemniejszą wizją niż kółko graniaste zabiegów medycznych.

    MEDYKALIZACJA

    W tym temacie również specjalistką nie jestem i nie mam zamiaru się wymądrzać (tym bardziej że w temacie porodu jestem totalnym żółtodziobem, w końcu wszystko dopiero przede mną), jednak pewne jest, że pierwsza interwencja medyczna w poród ciągnie za sobą drugą. Podanie oksytocyny zwiększa siłę a tym samym bolesność skurczy, co za tym idzie kobiety decydują się na znieczulenie (najczęściej jest to znieczulenie zewnątrz oponowe). Znieczulenie zewnątrz oponowe za to spowalnia sam poród czyli trzeba podać jeszcze więcej oksytocyny. Poza tym podanie ZOZ wiąże się z częstymi kontrolami pod aparatem KTG co "uziemia" kobietę na łóżku w pozycji leżącej. A jak wiadomo grawitacja jest największym sprzymierzeńcem rodzącej i dziecka. 

    Zresztą, ile ludzi tyle opinii. Jak już pisałam jeszcze nie wiem co to jest poród i z czym to się je, może jak poczuje pierwsze skurcze to od razu stwierdzę ze ja to nie dam rady i ja chcę znieczulenie. Zostawiam sobie w tym temacie drzwi otwarte. Jednak wizja porodu w czasie którego mogę sobie chodzić, kołysać się na piłce (która już nie raz w ciąży przyniosła mi ulgę), przybierać wszelkie możliwe wygodne dla mnie pozycje, jest dla mnie optymalnym scenariuszem.

    Chciałabym tylko zobaczyć minę naszego lekarza ciążowego gdy mu powiem na sali porodowej, że zdecydowałam się na hipnoporód:) Chociaż kto wie może podłapie temat ;)

    Kilka ciekawych linków:




    A tutaj macie jeden przykładowy filmik relacjonujący hipnoporód. Przyznam, że ten materiał wzbudził we mnie tak ogromne pokłady wzruszenia, że siedziałam przed monitorem i jak głupia płakałam i się cieszyłam. Naprawdę pięknie się na to patrzy:)




    • A jak wam się widzi taki poród?
    • Zdecydowałybyście się podjąć próbę nauczenia się autohipnozy?
    • Czy może poród bez znieczulenia w waszym przypadku w ogóle nie wchodzi w grę?


    sobota, 22 lutego 2014

    Biblioteka (nie) publiczna


    Dzisiaj trochę z innej beczki :)


    W czasie wczorajszego popołudniowego wylegiwania się na kanapie przypadkowo mój wzrok padł na moją domową, podręczną biblioteczkę, i aż we mnie zawrzało. Zauważyłam bowiem straszliwe luki w wielu miejscach, i nagle mnie olśniło, że moje książki wędrują po świecie zamiast spoczywać sobie spokojnie na półeczce nad komputerem.

    Jestem ogromną miłośniczką książek, kocham wszystkie. Uwielbiam czytać. Książki są jedną z nielicznych rzeczy, na które nigdy nie jest mi szkoda wydać pieniędzy. Uwielbiam książki kupować, kolekcjonować, cieszyć wzrok coraz bardziej powiększającymi się zbiorami. Zapach książek jest dla mnie zapachem szczęścia. 

    Po maturze przez trzy sezony pracowałam w hurtowni księgarskiej, och jak ja uwielbiałam tam co rano wchodzić i czuć ten zapach druku, którym był przesiąknięty każdy kąt magazynu:)

    O książki dbam, a każde zagięcie lub plamę na kartce traktuję niemal jak skaleczenie na swojej skórze. Taki mały fetysz.

    Jako że książek mam dużo, większość już przeczytaną (aczkolwiek znajdzie się jeszcze kilka sztuk do których muszę dojrzeć aby je w pełni zrozumieć), to znajomi dość często korzystają z mojej kolekcji. I tu zaczyna się problem. Ludzie książki pożyczają, jak to się mówi "na wieczne nie-oddanie". Nie powiem że ja nigdy książek od nikogo nie pożyczyłam bo bym skłamała, jednak zawsze pamiętam od kogo pożyczyłam i co. Niestety trudniej jest mi zapamiętać komu jaką książkę pożyczyłam ja i tym samym znajduję się nagle w takiej sytuacji jak teraz a na mojej biblioteczce rażą w oczy pokaźne luki. 

    Chyba muszę zastanowić się nad wprowadzeniem jakichś kart bibliotecznych i spisywać każdego kto książki ode mnie zabiera, albo każdemu pożyczającemu będę robić zdjęcie z książką i wtedy nie będzie wątpliwości kto i co ode mnie pożyczył i w ten sposób uniknę luk w moich zbiorach ;]

    • A Wy jak sobie radzicie z zapominalskimi pożyczającymi?

    środa, 19 lutego 2014

    Niebezpieczna huśtawka

    Chciałabym w tym poście poruszyć temat sławetnej ciążowej huśtawki nastrojów.
    Zanim w ciąże zaszłam byłam przekonana, że całe to zagadnienie jest bzdurą wymyśloną przez rozkapryszone kobiety, które po prostu potrzebują się: wypłakać, wykrzyczeć, wyśmiać i nie musieć się z tego tłumaczyć.

    Och jakie było moje zdziwienie gdy mój mąż jednym słowem w 5 minut potrafił przeprowadzić mnie przez dwa skrajnie różne stany. Zaczęłam dzikim śmiechem, który przerodził się w jeszcze bardziej dziką rozpacz, a skończyłam wyśmianiem samej siebie. Albo gdy przeczytałam zdanie w książce, które wywołało u mnie głupawkę, po czym po ponownym przeczytaniu tego samego zdania okazało się, że nie było ono ani trochę zabawne.

    Do tej pory jak się śmieję to całym sercem, bez półśrodków. Śmieję się do łez, a gdy moje oczy poczują wilgoć to zaczynają płakać. Czasem mam wrażenie ze moje oczy mają jakiś swój mały prymitywny móżdżek, który jest zaprogramowany tak, że gdy tylko poczuje wilgoć to wysyła impuls do mojego mózgu z informacją, że jestem zrozpaczona i trzeba mi w głowę nakłaść różnych dziwnych rzeczy, które pod tą rozpacz się dopasują, i nie ważne że akurat świetnie się bawię.

    Ale powiedzmy sobie szczerze- takie wahania nastrojów są zabawne dla otoczenia, szczególnie gdy śmieją się wszyscy a ja nagle zaczynam płakać i oznajmiam że nie do końca wiem czy ja się nadal śmieje czy już jednak płaczę.

    Gorszą sprawą są napady złości, które niestety przysporzyły mi wiele nieprzyjemnych sytuacji z których grubo musiałam się tłumaczyć i przez długi okres czasu gryzły moje sumienie.

    W ciąży kobieta kompletnie nie panuje nad swoimi emocjami, a co za tym idzie jest niesamowicie wrażliwa na wszelkie możliwe bodźce. Mnie to również nie ominęło i pod koniec drugiego trymestru stałam się niesamowicie nerwowa. Najdziwniejsze rzeczy potrafiły wyprowadzić mnie z równowagi. Chips na podłodze, za głośna muzyka i wiele, wiele innych doprowadzało mnie do wrzenia. Często bywało tak że drobnostka wywoływała we mnie akty agresji słownej a ciśnienie nie chciało opaść jeszcze wiele godzin po zaistniałej sytuacji. 


    Niestety hormonalna huśtawka nastrojów istnieje i jest bezlitosna dla biednych ciężarówek. I nawet choćbyśmy się bardzo starały to niestety nie uda nam się zapanować nad naszymi skokami emocjonalnymi.

     UWAGA - apel do wszystkich, którzy w ciąży akurat nie są: 

    Przymknijcie proszę oczy na kobiety w ciąży, które zachowują się jakby postradały zmysły. Wyobraźcie sobie, że siedzi w nich taki mały diabełek zwany Potworkiem Hormonkiem i to on w tym momencie rządzi całkowicie życiem tej biednej przyszłej mamusi. I jeśli zdarzy się, że zachowa się nie tak jak powinna to wybaczcie jej to, bo naprawdę w tym momencie nie jest sobą, a sumienie i tak ją na pewno wystarczająco mocno uwiera.

    • A jak Wy sobie radziłyście z huśtawką nastrojów?
    • Znacie sposoby na okiełznanie Potworka Hormonka?
    • Jak otoczenie odbierało Wasze skoki emocjonalne?
    • Jak Wy sami odbieraliście "rozgrymaszone" ciężarówki?


    Do następnego!



    Patrz ale nie dotykaj - BRZUCH - moja strefa komfortu

    Do dzisiejszego wpisu natchnęła mnie wczorajsza wizyta u naszego lekarza ciążowego, a konkretnie pewna położna, która drastycznie naruszyła moją przestrzeń osobistą. 

    Brzuch, bo to właśnie o niego się rozchodzi dla mnie, jako ciężarnej jest praktycznie najbardziej intymnym miejscem na ciele. Biorąc pod uwagę, że średnio co dwa tygodnie zasiadam rozebrana od pasa w dół na ginekologicznym fotelu, w szpitalu wielu lekarzy zaglądało mi między nogi a i piersi nie obroniły się przed rękami położnych i lekarzy (oczywiście w aspekcie czysto medycznym), to właśnie brzuch stał się najintymniejszą częścią mojego ciała.

    Do szewskiej pasji doprowadza mnie jak widzę ludzi z wyciągniętymi grabami w kierunku mojego pokaźnego brzucha. O ile jestem w stanie przegryźć fakt, że rodzina albo znajomi, którzy zobaczyli mnie już w ciąży zaawansowanej, mogą mieć ochotę do 'wytarmoszenia' mnie za brzuch (jestem w stanie przymknąć oko na jednorazowe tarmoszenie), o tyle gdy obcy ludzie zaczynają mnie po brzuchu dotykać, to czuje się prawie molestowana. 

    I tak wczoraj po wizycie u lekarza oczekiwałam jeszcze na badanie KTG, gdy przyszła moja kolej rozkoszna położna zaprosiła mnie na leżankę. Przyznać muszę, że ta konkretna kobieta nie należy do moich ulubionych w gabinecie, gdyż jest taką bardzo słodziutką, kochaniutką babunią, która do wszystkich mówi per "kochanie", "słoneczko" co też swoją drogą wywołuje u mnie wysypkę. No i tak też przekochana babunia po zadaniu "standardowych" pytań, czy maluszek jest grzeczny i czy mogłabym z nim porozmawiać, żeby w trakcie badania zachowywał się przyzwoicie, nagle się odwróciła pochylona "face to face" z moim bębnem i zaczęła go dotykać, pukać go i do niego mówić "To ja, ciocia Jadzia, bądź grzeczny". Uwierzcie mi, byłam w tak ogromnym szoku, że nie wiedziałam co się właściwie wydarzyło, a pomieszczonko było tak malutkie, że jakbym zrobiła krok w tył to upadłabym na inną ciężarówkę podłączoną do tego ustrojstwa.

    Dla naszego Boba to też chyba było traumatyczne przeżycie, że jakaś obca "ciocia Jadzia" do niego mówi rozkosznym głosikiem, bo tak jak fikał przed badaniem tak w czasie badania bardzo się uspokoił i odżył dopiero jak dojechaliśmy z powrotem do domu. Ciocia Jadzia go przestraszyła. 

    Wśród znajomych też miałam wiele osób, które za każdym razem gdy mnie widziały dotykały tego mojego balona i zaczynały mówić jakby w trzy sekundy cofnęli się w rozwoju i w dodatku w tak wysokich tonach, że aż się mdło robiło. W pewnym momencie pękłam i zażądałam aby od mojego brzucha trzymali się z daleka.

    W tym momencie do bohatera dzisiejszego wpisu dostęp mają tylko najbliższe osoby czyt. mąż, rodzice i teściowie, a reszta musi się zadowolić widokiem wielorybiego bagażu, który przyznać muszę, że czasami wygląda uroczo;]



    • Czy Wy też miałyście takie odczucia w kwestii obmacywania ciążowego brzuszka?
    • Czy może wręcz przeciwnie, sprawiało wam to przyjemność, albo było przez Was odbierane jako wyraz sympatii?

    Do następnego!

    wtorek, 18 lutego 2014

    Życie "depcze" wyobraźnię

    Ile razy zdarzyło się Wam, że mieliście jakieś plany, wyobrażenia, a życie niestety ułożyło się zupełnie inaczej niż oczekiwaliście? Mogę się założyć, że zdarza się to dość często, i musicie się ze mną zgodzić, że jest to niesamowicie frustrujące, ale niestety takie jest życie.
    Ktoś (Woody Allen) powiedział kiedyś bardzo mądrą rzecz:

    "Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"


    Nawet nie chce sobie wyobrażać jak bardzo ten starzec śmiał się gdy mówiłam wszystkim na około, że w ciąży będę prowadziła aktywny tryb życia, że planuję biegać, uprawiać jogę, chodzić na basen i być w ciągłym ruchu. Ojj mieli na górze z Aniołkami ubaw co najmniej przez tydzień. Może nawet jeszcze się śmieją.



    "UROKI" CIĄŻY


    Przyznać muszę, że nie miałam rozsławionych porannych mdłości, i całe szczęście bo z moim delikatnym żołądkiem mogłoby być to zbyt niebezpieczne. Niestety sam początek ciąży nie był dla mnie lekki. Pomijając typowe dolegliwości jak wieczne zmęczenie, które dawało mi w kość niesamowicie. Możecie wierzyć lub nie, ale przesypiałam całe dnie, a wyglądało to tak, że włączałam ulubiony serial - zasypiałam - budziłam się pod koniec odcinka - włączałam kolejny odcinek i tak w kółko Macieju. Tym sposobem przez pierwsze trzy miesiące ciąży nie miałam szans na odkrycie nowego ulubionego serialu i non stop tłukłam Friendsów. Jednak to dałoby radę przeskoczyć, najgorszy był stres, stres związany z utrzymaniem ciąży. Po wcześniejszej stracie, bardzo bałam się, że znów zrobię coś źle i znów Bąbel stwierdzi, że to jednak nie jest dla niego bezpieczne miejsce. Tym samym na początku ciąży musiałam ograniczyć się do spacerów z naszym psem i do wakacyjnego przemierzania uliczek Zakopanego, niekiedy patrząc z tęsknotą w górę na najwyższe szczyty.
    Poza  tym lekarz, aby zmniejszyć moje stresy postanowił "umilić" mi życie, zmuszając mnie do przyjmowania Luteiny podjęzykowej. Dopóki nie spróbujesz nie będziesz wiedział/a z czym to się wiąże. Przez półtorej godziny rano i wieczorem zamykałam się w sobie i starałam się nie zwymiotować. Jednym słowem czułam się fatalnie.

    Gdy minął już pierwszy trymestr ciąży czekałam na obiecywane we wszystkich poradnikach: poprawę nastroju, wzrost energii i ogólnie lepsze samopoczucie. I tak czekałam i czekałam, aż doczekałam się problemów ze spojeniem łonowym. No masz Ci babo placek, zamiast biegać, skakać to płakałam przekręcając się z boku na bok już nie mówiąc o moim rozdzierającym krzyku przy wstawaniu z łózka. A tu piłka gimnastyczna czeka w kącie, na pulpicie komputera rażą w oczy ćwiczenia dla kobiet ciężarnych, joga, Pilates, ćwiczenia z hantelkami, a ja mogłam tylko i wyłącznie ruszać się od pasa w górę i to tez nie bez większych problemów.
    I tym oto sposobem musiałam pożegnać się z wizją aktywnej ciąży, a brzuszysko rosło i rosło i wcale nie zamierzało przestać, nadal zastanawiam się jak będę wyglądała za te raptem 7 tygodni gdy dobrnę do terminu porodu. Co jest większego od wieloryba? Bo już co najmniej takich właśnie gabarytów jestem ja.

    I teraz ryzykuję linczem za to co napiszę ale niestety NIENAWIDZĘ BYĆ W CIĄŻY. 
    Zazdroszczę wszystkim zakochanym w swoim brzuszku ciężarówkom tego, że w ciąży czują się kobieco, pięknie, że czują jak rozkwitają. Jak ja strasznie wam wszystkim zazdroszczę.
    Dla mnie paradoksalne jest to, że kobieta będąc w ciąży jest najbardziej kobiecą wersja samej siebie. Nigdy nie będzie bardziej kobieca jak wtedy gdy nosi w sobie małe dziecko czyli spełnia swoje przeznaczenie. A ja jak widzę siebie z wielkimi kulochami, z brzuchem, który przysłonił calutki mój świat i jeszcze do tego ten kaczy chód spowodowany bólem spojenia łonowego to definitywnie stwierdzam, że ciąża jest jakimś ewolucyjnym niedopatrzeniem i zdecydowanie jakaś tęga głowa powinna popracować nad techniczną częścią ciąży. 
    Nie mogę się już doczekać gdy nasz Bob opuści już moje ciało, będę mogła go wyprzytulać, wyściskać, wycałować, będzie cały mój, i moje ciało też wtedy nareszcie znów powróci w moje posiadanie i będę miała na nie większy wpływ niż w tym momencie;]

    A żeby nie zostawić po swojej wypowiedzi niesmaku to muszę napisać jeszcze o jednaj bardzo ważnej rzeczy z ciąża związanej, którą jedną jedyną kocham. UWIELBIAM czuć naszego Boba pod sercem. Te wszystkie bolesne kopniaki w prawe żebro (które nigdy już nie przestanie boleć) i te skoki na moim pęcherzu niczym na trampolinie, i te wszystkie fikołki przeciągnięcia, które boleśnie rozpychają mój brzuch. Skurczony żołądek i płuca, które powodują, że łapię zadyszkę leżąc i mówiąc jednocześnie (a musicie wiedzieć, że w rodzinie mam przydomek Bielicka) to wszystko jest najwspanialszym uczuciem pod słońcem. I te własnie komunikaty od naszego Boba są w stanie zadośćuczynić wszystkim niedociągnięciom ewolucyjnym towarzyszącym w czasie ciąży.


    Pozdrowienia od Naszej Dwójki ;]


    • A Wy jak sobie radzicie z ciążowymi dolegliwościami?
    • I jak Wam idzie wywiązywanie się ze swoich planów?


    Do następnego!

    poniedziałek, 17 lutego 2014

    Intro

    Witam,

    Dzisiaj mamy tak piękną wiosenną aurę, a ja w takich właśnie okolicznościach postanowiłam zacząć pracę nad tą przestrzenią, w której będę się dzieliła z Wami czytelnikami dość sporym kawałkiem swojego życia :)

    Aktualnie jestem w 8 miesiącu ciąży i z utęsknieniem wraz z moim R. wyczekujemy naszego pierwszego Boba ;]
    Niestety ciąża nie oszczędziła mojego ciała, poza tym nie oszukujmy się jestem Łasuch Numer 1 i nie potrafiłam odmówić sobie pączusia, albo ukochanego Milky Waya, tak też na tym etapie ciąży ważę 16 kilogramów więcej niż przed ciążą. A i przed wyżej wymienioną do najszczuplejszych szczuplaczków nie należałam.
    Biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację mój blog będzie poświęcony głównie mojej drodze do idealnego ciała. Będę się z wami dzieliła rezultatami moich treningów i diety, ale nie tylko. Będę też pisała wszystko co z tematem fitnessu i odżywiania się łączy. 

    Chciałabym też kilka postów poświęcić EKO-rodzicielstwie. Nie jestem co prawda Szaloną Ekolożką, która przywiązuje się łańcuchami do drzewa, aczkolwiek chciałabym pokazać, że życie Eko, może być czasami bardzo fajną przygodą i - co ważne dla mojego R. - EKO to nie tylko EKOlogia ale i EKOnomia życia codziennego.

    Poza tym, jako że już za chwilę ogromną część mojej uwagi będzie zabierało życie rodzinne, to również spory kawałek mojej przestrzeni będę chciała poświęcić naszemu Bobowi :) Będzie to oddzielny cykl postów zatytułowany "Boba Świat". W tym dziale skupię się na pielęgnacji Boba, jego rozwoju, oraz oczywiście fitnessie i odżywianiu (co na początku skomplikowane pewnie nie będzie gdyż liczymy na jak najdłuższe karmienie Boba piersią). 

    Jednak póki w ciąży jeszcze jestem, będę umieszczała posty związane z życiem codziennym, z ciążą, oraz będę się z Wami dzieliła moimi Luźnymi myślami. Obiecuję jednak że postaram się krążyć wokół tematów głównych bloga.

    Mam nadzieję że mój - a już niebawem Nasz - blog przypadnie Wam do gustu. :)

    SERDECZNIE WITAM/Y :)

    A tymczasem wracam do swoich ostatnich leniwych chwil.