czwartek, 7 sierpnia 2014

Być jak Gabi

Dziś kolejny wpis z serii "Być jak...".

Nawiązując do niedawnego WPISU chciałabym popełnić pewną dygresję. Z racji tego że jestem zagorzałą fanką serialu "Gotowe na wszystko" Dziś kolejna bohaterka tegoż hiciora. 

Niedzielny wieczór. Johny leży po środku łoża. R. z jednej strony ja z drugiej. Zamykam oczy i słyszę:
"Ładnie wyglądasz. Jak kobieta."
Zdębiałam. 
Ale jak to "jak kobieta"? Co to znaczy?
"No bo ostatnio nie wyglądałaś jak kobieta, tylko jak mama"

Taka proszę was bardzo sytuacja.

Mąż miał (o zgrozo) rację. Zatraciłam się w matkowaniu na pełen etat, plus zajęłam się pewnym projektem w ramach drugiego etatu, a kobieta zniknęła. 

Kobietę porwał dres, przetłuszczone (wypadające, cholera jasna) włosy, brak makijażu, nadwaga, ciuchy przesiąknięte zapachem (?) ulanego mleka i nos w dziergadłach. 

Kurde ja myślałam że jak pomaluję paznokcie i raz na jakiś czas włożę kieckę to będzie wszystko dobrze.

Wstałam do lustra spojrzałam na siebie i...przyznałam mu rację.

Kobieta ze mnie ostatnio marna. Ehh kompleks goni kompleks.

Poza tym że zawsze marzyłam o "kurowaniu" to była też mrzonka o posiadaniu bogatego męża, byciu piękną leżeniu i pachnieniu. 

Nosić rozmiar XXS, no dobra S wystarczy bo w XXS nie zmieści się ponętny biust. Mieć gęste długie włosy zawsze pięknie ufryzurowane. Codziennie nosić nienaganny makijaż, i sukienkę którą swobodnie można założyć na przyjęcie. Nosić szpilki. U kosmetyczki bywać 3 razy w tygodniu. Przyciągać uwagę wszystkich facetów ale mieć jednego tylko swojego męża. Chciałam być jak Gabrielle Solis ze zdesperowanych. Ona według mnie jest ideałem kobiety. Malutka, zgrabniutka, zadbana jak nikt.

A jak to jest u Zakochanej?

Mąż bogaty średnio ale przynajmniej ma dla mnie czas a nie lata w delegacje i na kolacyjki służbowe. Mąż do pracy idzie i czym prędzej z niej wraca do nas. Za żadne pieniądze bym go nie wymieniła! Najlepszy jest!

Do rozmiaru S brakuje mi w tym momencie nie wiem ile bo nowych ciuchów nie kupuje a spodnie nosze w gumkę, bo jakby mi przyszło na dupsko założyć rozmiar 40 albo co gorsza 42 to depresja murowana. Po co się zadręczać.

O makijażu i sukienkach już pisałam więc nie będę się powtarzać.

Co do szpilek to zastąpiły je gustowne baleriny chociaż ostatnio raczej klapeczki różowo niebieskie z kwiatkiem. Czego więcej chcieć po justynowskim ogrodzie. 

Co do kosmetyczki to nie mam czasu do niej iść od naszego wesela. Wtedy to ostatnio byłam zrobić sobie paznokcie i wydłubać brwi. Tak, tak od ponad roku moje brwi są nieruszone. Na szczęście gęste podobno wracają do łask.

Kiedyś i owszem faceci się oglądali, składali niemoralne propozycje. Nie ukrywam że nie jedno serce zostało przeze mnie złamane. Ale teraz, nawet mąż za często na mnie nie patrzy. A jeśli już patrzy to widzi tylko matkę a nie kobietę z której zerwałby ciuchy i brał na dziko przy ścianie, tak jak kiedyś. 

Na szczęście przypomniało mi się zaraz że Gabi ta piękna idealna kobieta też miała mroczny czas w swoim życiu. Co prawda mąż jej oślepł i nie miała dla kogo być piękna. Chociaż kurcze czy kobiety tak naprawdę piękne są dla mężczyzn czy dla siebie i innych kobiet?

Ale wracając do sedna. 

Gabi była tęższa, z zaniedbanymi włosami, z obgryzionymi paznokciami, w dresie i bez makijażu. Ale wróciła. Dla męża wróciła znów do swojego idealnego stanu.

I to mnie pociesza! Ja też kiedyś znów będę piękna!

2 komentarze:

  1. Ja kiedyś chciałam być piękna dla swojego faceta... skończyło się to wielomiesięcznym dołkiem. Nie warto, lepiej być piękną dla siebie a wszystko inne mieć w duuu... ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już się wzięłam za siebie. Wizyty regularne u dietetyka + ćwiczenia :) Dla kogo to robię? Dla siebie, dla męża, dla córki... Chcę wyglądać ładnie, mieścić się w swoje "stare" ubrania, chcę swobodnie się poruszać i ganiać za córą. Mając dodatkowe kilogramy, ruchy są ograniczone, kręgosłup obciążony...

    OdpowiedzUsuń