środa, 29 lipca 2015

Czas...

Patrze i nie wierze...
Ostatnia aktywność 30 marca? 
Kurka przecież to 4 miesiące temu. Toż to szmat czasu. A tyyyyle się wydarzyło.

No i w takich momentach człowiek sobie uświadamia jak ten czas szybko leci.
Jest już prawie sierpień, a dopiero co piekłam w pocie czoła stos babeczek dla urodzinowych gości Jasia.
Baaa - dopiero co przywiozłam małe zawiniątko ze szpitala i zadawałam sobie pytanie: I CO TERAZ?

No właśnie a teraz Janek ma już rok i prawie 4 miesiące. Biega - bo chodzeniem tego nazwać nie można, kokietuje wszystkich dookoła, i powoli zaczyna składać swoje pierwsze słowa.

Ani się obejrzę a zacznie pyskować, a chwile później będę musiała ryglować drzwi przed tłumem wielbicielek.

A ja tak bardzo kocham ten moment gdy Janko spokojnie zasypia w moich objęciach. Gdy rozradowany przybiega do mnie i oplata swoimi małymi rączkami obie moje nogi, akurat wtedy gdy w rękach mam różne niebezpieczne przedmioty. Gdy przybiega do mnie ni stąd ni zowąd wystawiając swojego pysiaka żeby dać mi buzi. Gdy płacze tęsknie krzycząc MAMO! za każdym razem gdy wychodzę na zajęcia. Gdy informuje mnie że widzi i słyszy każdego pieska w okolicy. Gdy niezdarnie mówi "DOBDZIE" gdy dam mu coś pysznego (czasami jest to przyrządzony naprędce jogurt naturalny z owocami, ale dla mojego głodomorka i tak wszystko jest "DOBLE").

I to wszystko jest niby nic, a dla mnie są to najpiękniejsze chwile. i tak strasznie już za nimi tęsknie bo wiem że za jakiś czas Janek będzie się odpychał gdy będę chciała dać mu buzi i będzie się wstydził pokazywać z mamą.

Ehhh chyba nigdy nie odetnę tej pępowiny.

A tymczasem pędzę bo mój maluszek się właśnie zbudził, i czeka nas kolejny dzień przepełniony miłością.

Mam nadzieję że uda mi się częściej tu zaglądać. 

poniedziałek, 30 marca 2015

Jan I Wspaniały

Taki oto tytuł powinien posiadać mój syn.

Dlaczego?

A to dlatego iż wszedł w etap "RÓB CO CI KARZE BO JAK NIE TO FOCH!!!!"

Janek zgrabnie rączkę wyciągnie aby pokazać gdzie chce iść, paluszkiem pokaże, krzyknie "Eeee" co mu dać. Mlaśnie i krzyknie "DEJ!" gdy chce cyca.

I to nie ma że zaraz, że za chwile, że mama właśnie zasiadła na kibelku (Panowie którzy czytają ten wpis - Tak kobiety też to robią. Niestety nie pierdzimy tęczą i nie kupkamy fiołkami :P).

JUŻ!!!!!

TERAZ!!!!

NA-TEN-TYCHMIAST!!!!!

Syn mi się zmienił w Panicza Królewicza i nie ma że boli. Trzeba zachcianki spełniać. Bo jak nie to Ryk, wyk i pozamiatane.

W dodatku znalazł sobie lokaja w postaci... Nikogo innego tylko Matki.

Baba (czyt. Ja) ma prasowania po pas, prania po szyje. Upaćkane wszystko dosłownie. Potyka się o zabawki. Mrówki po kuchni hasają swawolnie. A Janek tylko jak za bramkę wyjdę to Ryk, wyk i znów pozamiatane.

A u męża zrozumienia brak, toć to przecież jak on zostaję z synem sam to syn nie daje poznać że jest w domu. Syn się pięknie bawi, syn nie marudzi, syn czasem chce się poganiać. To wszystko. Nawet kupy nie zrobi żeby trzeba było mu pieluchę zmienić.

Dziw męża bierze jak to możliwe że ja nie mam czasu posprzątać przy tak świętym Janie I Wspaniałym.

I weź tu chłopu wytłumacz że jak syn jest z matką sam na sam to zachowuje się z deczka inaczej.

Matkę od całkowitego zwariowania ratuje ukochana sąsiadka - kumpela z którą zawsze można wypić kawe i się pożalić (mama 2 latka, żona niedowiarka, więc na tym samym gruncie jesteśmy), drzemki Królewicza (już tylko dwie ale za to jakie odżywcze), i zajęcia w szkole tańca gdzie przez godzine nikt mi nie płacze nad uchem "DEJ!!!"

piątek, 30 stycznia 2015

A idź Pan/Pani w piździec!

A idź Pan/Pani w piździec!

No nie mam czasu! A jak już czas mam to staram się go spożytkować na sprzątanie/gotowanie/pranie/prasowanie/kąpanie?/szydełkowanie.

Tęsknie za pisaniem. No bo jak tu nie tęsknic do wylewania swoich gorzkich żali tudzież chwil uniesienia.

Bobas tylko pełza po całym mieszkaniu i ma w nosie co do niego mówię. Mąz w robocie do 15 a później to są inne zajęcia. Pies śpi i mnie nie słucha. A znajomi skreślili mnie z listy znajomych odkąd jedynym tematem na który mam coś do powiedzenia są sprawy okołodzieciowe.

No tylko tutaj ktoś od czasu do czasu zajrzy i dobrym lub niedobrym słowem obdaruje. Bo okazuje się że jeszcze nie wszyscy o Zakochanej zapomnieli.

Co u nas...Johny jak już wspomniałam pełza zawzięcie po całym mieszkaniu wycierając sobie o brzuszek całą sierść Frajdy która znajduje się na podłodze. Kiedyś nie sprzątałam wcale teraz sprzątam codziennie a bałagan taki sam, bez różnicy. I po co sie pocić?
Gada też jak nakręcony. Dadadadada, AjdaAjda (to chyba będzie jego pierwssze prawdziwe słowo, na litość boską miała być Mama a nie FrAJDA)
U Zakochanej? Wagę ciążową zrzuciła, całe 25kg, ale stanęła. i za przeproszeniem ch**. Waga zatrzymała się na piekielnym 68 i zejść nie chce niżej od miesiąca. Dedlajn przerzuciłam do końca czerwca, bo szans nie ma abym w 2 miesiące 10kg zrzuciła.
Kolor włosów zmieniła. No bo jak waga nie halo to chociaż coś na głowie zmienie, żeby sie lepiej poczuć. Póki co moje ukochane rudości królują ale zmierzam ku blond. Całe zycie chcialam być blondynką.

A jak tak siedziałam cicho w domowym zaciszu to o blogu nie zapominając wymyśliłam pomysł na genialny dział wpisów (wg mnie oczywiście).

Ale o tym wkrótce.

czwartek, 4 grudnia 2014

Odkurzanie...

O Dżizas to jest aż nie możliwe żeby aż tak długo mnie tu nie było. No way!
Kiedy to zleciało?
Życie mnie przygniotło i czasu nie mam na nic.,
A konkretnie nie życie tylko pewien mały stworek który z uśmiechem na ryjku "zatruwa" mi każdą chwilę.

Johny jednym słowem stał się niezwykle towarzyskim chłopcem i nie chce już samotnie spędzać czasu, na macie, tudzież kocyku. Baaa, on nie chce nawet na sekundę zostać sam.
I weź teraz babo wyjdź zrobić siku. A gdzie tam. "Mamamamamama! ja idę z Tobą, albo nie idziesz wcale, wybieraj". Możecie się domyślić jak bardzo muszę się nakombinować żeby choć na chwilę zając czymś jego uwagę, żeby móc sobie pozwolić na odrobinę intymności.

Tak więc czasu nie mam na nic, czasami nawet zębów nie umyję aż do południa gdy to przypada trzecia niezwykle krótka drzemka mojego syna.

Tak, na szczęście Johny nadal sypia w ciągu dnia i to aż trzy razy, co jest niezwykle kojące dla niedospanej, niedojedzonej i czasem niedomytej matki.

Dziś zęby umyłam wcześniej śniadanie zjadłam 5 minut temu, i uczknęłam trochę czasu aby zajrzeć tutaj i odkurzyć moje cztery wirtualne kąty.

Może jesteście ciekawe jak przebiega moje wracanie do formy (co w zamierzeniach miało być głównym tematem tego oto bloga). Otóż powoli...żółwim tempem wręcz zbliżam się do wagi sprzed ciąży. Skąd tak długi czas? A no stąd że na jakąkolwiek aktywność fizyczną, poza praniem sprzątaniem, gotowaniem, spacerami oraz zabawą z Jankiem zwyczajnie nie mam już siły ani ochoty.
Tak zapał do ćwiczeń zniknął za grubą ścianą. Murzyn na pewno nie jest ze mnie dumny. Ale powiem szczerze że wolę położyć się w kimę z Johnym na krótką drzemkę niż zaiwaniać haissmeny z murzynem.

Poza tym trzymam się bardzo tego iż dieta to 80% sukcesu a pozostałe 20% to wysiłek fizyczny. i zaczęłam się lepiej odżywiać. Już nie wcinam donatów i burgerów z presto jak do tej pory;)

Na ten moment zrzuciłam już 22 kg. Oczywiście należy od tego wyniku odjąć to co zrzuciłam od razu po porodzie czyli 9 kg, ale tak czy siak wydaje mi się to dość imponujący wynik.

Do wagi sprzed ciąży zostały mi więc jeszcze 3 kg. Jednak cel mój opiewa jeszcze na 11 kg. Ciężko będzie ale z całą pewnością dam w końcu rade.

Dedlajn wyznaczyłam sobie na roczek Johnego także zostały mi jeszcze 4 miesiące, więc Who knows!

To dzisiaj na tyle Johny właśnie się obudził.

Do następnego ;)

wtorek, 21 października 2014

zielono mi

NIE LUBIĘ WARZYW!

Uff nareszcie to z siebie wyrzuciłam.

Jakie ja miałam wyrzuty sumienia przez całą ciążę, przez pierwsze pół roku karmienia piersią, że ja tych warzyw zdzierżyć nie mogę.

Ile ja razy próbowałam się zmusić żeby zjeść chociaż pół porcji tego co miałam na talerzu. 

No nie dało się. Warzywa są bleee i koniec kropka.

Ale żebyście na mnie gradobicia nie nasłały to dodam, że juz zaczęłam jeść 5 porcji warzyw dziennie. A to za sprawą...h`amerykańskich filmów i seriali.

A tak! Jestem z pokolenia które wychowywało się na amerykańskich produkcjach i o ile stylem życia nigdy specjalnie zafascynowana nie byłam, o tyle niektórymi nawykami owszem. 

Namówiłam w końcu swojego męża, do zakupu blendera, takiego z kielichem. Mówię mu, że skoro zdrowy tryb życia wprowadzamy to ja nam będę smoothie robić. Mąż sceptycznie nastawiony do wszelkich moich "będę robić" gdyż zapał mam słomiany, ostatecznie pokiwał głową.

I ku jego radości od momentu gdy w naszym domu zawitał nowy człowiek rodziny Pan blender, dwa razy dziennie przyjmujemy MEGA bombę witaminową w postaci przepysznych smufów :)

I tatuś szczęśliwy, mamusia zdrowsza i zwarzywiona a bobasek aż się trzęsie jak widzi nasze czarne kubki i sam chętnie kosztuje naszych specjałów. 

Polecam serdecznie tym którzy jeszcze nie wypróbowali.

A jak tylko przepis sprawdzę i mi zasmakuję to obiecuję wrzucić przepis. O ile są chętni :)

A co u Johnego?

Dwa zęby i non stop brzuch. Nie przekręca się jeszcze z powrotem. Jest to jego broń na nas. Gdyż Johny zaczął wymuszać noszenie więc jak już bardzo nie chce leżeć to myk przekręca się na brzuszek i w ryk, Matka podchodzi pomaga się na plecki przeturlać, a Jasiu znów myk i na brzuchu. "NOOOOŚŚŚŚŚ MNIEEEEE matka!".

Poza tym powoli zaczynamy stosować nasze BLW. Dosłownie powoli co by matka zdążyła się gotować nauczyć, bo mistrzynią garnków nie jest.

A Jaś cały szczęśliwy z tego rozszerzania:)